wtorek, 8 lipca 2008

Zasrana komercjalizacja

Pechowy klient numer 183 zatrzymał się przed biurem. Dłuższą chwilę kontemplował wiszący nad wejściem szyld:
Zabezpieczenia pośmiertne.
Boisz się wiecznego potępienia?
Wstąp do nas.
Poskrobał się po ciemieniu. Sześćdziesiąt lat to wiek, w którym nawet ateista-komunista miewa momenty zwątpienia. Wreszcie niepewnie położył dłoń na klamce i przestąpił próg.
Siedzący za biurkiem brunet na jego widok powstał z miejsca z sympatycznym uśmiechem.
- Witam szanownego klienta, zechce pan spocząć. Czym możemy służyć? Może kawy? Albo koniaczku?
- Nie, nie, ja tylko... Zobaczyłem wasz szyld. O co chodzi z tymi zabezpieczeniami?
- To bardzo proste. Jest pan wierzący?
- Szczerze powiedziawszy, nie.
- I znakomicie. Orientuje ię pan trochę w religii chrześcijańskiej?
- Trochę. W młodości czytałem sporo. Marks pisał na ten temat... I Lenin.
- Widzę, że ma pan pewne przygotowanie teoretyczne. To bardzo dobrze. Czy wierzy pan w istnienie duszy?
- W zasadzie to nie.
Człowiek za biurkiem uśmiechnął się błogo.
- Proponuję, aby na dziesięć minut założył pan, że dusza istnieje.
- Zgoda.
- Jak panu zapewne wiadomo, po śmierci może ona trafić do piekła albo przez czyściec do nieba...
- No, chyba tak to było.
- Dusza jest własnością Boga, ale człowiek może nią rozporządzać. Zna pan legędy o doktorze Fauście albo o mistrzu Twardowskim?
- Zapisali swoje dusze diab...
- Znakomicie. I co się z nimi stało po śmierci?
Klient zmarszczył czoło i przez dłuższą chwilę szukał odpowiedzi w zawodnej pamięci.a
- Faust chyba trafił do piekła. A Twardowski uciekł na księżyc... Ale zasadniczo, kto podpisał cyrograf, ten chyba na dół...
- Owszem. Teraz proszę posłuchać naszej oferty. Proponujemy, aby zapisał pan duszę nam. Naszej firmie.
- I co z nią zrobicie?
Sprzedawca wzniósł oczy ku sufitowi.
- A co mamy niby zrobić! Nic. Po kiego grzyba nam potrzebna? My tylko zostaniemy jej prawowitymi właścicielami, a pan może sobie jej używać do woli.
- To po co mam ją wam sprzedawać?- Petent był wyraźnie zdezorientowany.
- To proste. Żyje pan sobie, potem umiera. Dusza może iść do dnieba, a może do piekła. Ryzyko cholerne, zważywszy, jakie nieżyciowe są przykazania i wymogi Kościoła. Można też od razu zaklepać sobie miejsce w piekle, podpisując cyrograf. A my proponujemy, aby zapisał pan duszę naszej firmie. Jeśli po śmierci zgłosi się do pana diabeł, to npan mu pokaże figę - bo dusza już jest w innych rękach.
Ateista-komunista spojrzał z zainteresowaniem.
- A wie pan, że to brzmi niegłupio - powiedział. - To po ile skupujecie te dusze?
- My ich nie skupujemy. To pan wpłaca równowartość pięćdziesięciu euro, podpisuje dokument notarialny, przekazujący duszę naszej firmie, a my zadbamy o resztę.
- Pięćdziesiąt euro. - Zadumał się komunista.
- To stawka podstawowa, ale oczywiście, możemy ją pany rozłożyć na raty. Jako ateista dostanie pan dwadzieścia procęt zniżki...
- A jeśli Boga nie ma?
- Wtedy, no cóż, straci pan dwieście złotych. Ale na świecie żyje siedem miliardów ludzi, a z nich sześć miliardów w coś wierzy. Taka masa nie może się przecież pomylić. W dodatku gwarantujemy ochronę przed piekłem niezależnie od wszstkiego. Nie musi pan rzucać nałogów, pościć, pokutować... Nadal może pan wierzyć w komunizm i Lenina. Ale gdyby się okazało, że to jednak księża mieli rację, to jest pan zabezpieczony.
- I trafię do nieba?
- Skoro po śmierci są tylko dwa stany: niebo i piekło, a jak wiemy do piekła pan nie trafi ...
- A, zaryzykuję. -Klient wyciągnął z kieszeni portfel i odliczył banknoty. - Moje dane osobowe?
- Będą chronione zgodnie z ustawą - zapewnił pracownik biura.
***
Za komunistą zatrzasnęły się drzwi. Pracownik schował cyrograł do szuflady i popił herbaty z filiżanki. Poluzował krawat. Zdawał sobei oczywiście sprawę z tego, że przez kamerę przemysłową obserwują go ukryci w innej części biura zwierzchnicy, ale doszedł do wniosku, iż należy mu się chwila elaksu.
Dyrektor generalny oderwał wzrok od monitora. Siedzący obok szef działu personalnego westchnął ciężko.
- To chyba złamanie zasad - powiedział w zadumie. -Zawsze kantowaliśmy klientów, ale nigdy tak na chama. Do tej pory ludzie podpisywali cyrografy, a my im za to płaciliśmy... Choć, oczywiście, wszystko potem i tak wracało do nas. A teraz ni dość, że zdobywamy dusze, to jeszcze bierzemy za to niezły grosz.
- Faktycznie, dziwne... - mruknął Belzebub. - A jednak Lucyfer zatwierdził. Może teraz tak trzeba: brać duszę i do tego jeszcze inkasować szmal?
- Zasrana komercjalizacja - westchnął Boruta.

"Parszywe czasy"Andrzej Pilipiuk

Brak komentarzy: